Walcz! Musisz poznać ból!

Artykuł z Dziennika Zachodniego 01-07-2003

Mistrz Soshu Shigeru Oyama po raz pierwszy przebywał na Śląsku

Nie słyszę was! - powiedział podczas rozgrzewki sensei Oyama. - Musicie głośniej krzyczeć. Kiedy głośno odpowiadacie, to wiem, że jesteście zaangażowani w trening. Musicie zawsze robić wszystko jak najlepiej, bo kiedy włożycie w to cale swoje serce, to na pewno uda wam się coś osiągnąć. Jeżeli mimo to coś wam nie wychodzi, to znaczy, że za mało się staraliście. Chcecie być najlepsi!?

Z kilkuset młodych piersi wyrwał się okrzyk potwierdzenia. Zadowolony mistrz rozpoczął trening. Soshu Shigeru Oyama jest twórcą jednego z najmłodszych stylów karate od jego nazwiska nazywanego "Oyama Karate". Jest uznawany za największego z żyjących mistrzów tzw. pemokontaktowego karate w świecie.

Naukę sztuk walki zaczął u Masutatsu Oyamy, twórcy stylu kyokushin. Jednak po osiągnięciu stopnia mistrzowskiego 8 dan, w 1983 roku odszedł z Międzynarodowej Organizacji Kyokushinkai.

- Karate, którego nauczam, jest zupełnie inne od tego stylu - twierdzi Oyama. - Chociaż zachowałem wiele elementów treningu tego systemu, to zmieniłem jego podstawowe założenia. Kyokushin jest stylem siłowym, nastawionym na odporności wydolność ludzkiego organizmu. Moim zdaniem brakowało w nim techniki i taktyki walki. Dlatego przede wszystkim kładę nacisk na szybszą pracę nóg, szybsze przemieszczanie się podczas walki oraz na zejścia z linii ciosów z kontratakiem. Uczę też, że warto wyprzedzić uderzenia przeciwnika wcześniejszym ciosem. Dzięki temu karate stało się mniej statyczne i już nie jest postrzegane jako typowo siłowy styl.

Według niektórych nauczy-cieli sztuk walki, na pewnym poziomie zaawansowania nie trzeba walczyć, żeby wiedzieć, że jest się wojownikiem. Oyama ma inne zdanie.

- Bez walki niczego się nie nauczysz. Bez bólu niczego nie osiągniesz. Nie trzeba przerzucać ciężarów na siłowni, żeby poczuć wszystkie mięśnie. Jeżeli powtórzysz kata, czyli formę ćwiczeń kilkadziesiąt czy kilkaset razy w ciągu dnia, to wieczorem poczujesz każdy mięsień. A ruchy wejdą ci w krew i staną się zupełnie naturalne. Ale to za mało. Kata to walka z pozorowanym przeciwnikiem, dopiero kontakt z żywym przeciwnikiem jest prawdziwym egzaminem twoich umiejętności. Dlatego nigdy nie jest tak, że nie musisz już walczyć. Za każdym razem konfrontacja wniesie coś nowego do twoich umiejętności, niezależnie od tego, czy wygrasz, czy przegrasz. Choć zawsze lepiej wygrywać- uśmiecha się.

Życiorys Oyamy potwierdza te słowa. Ma na swoim koncie takie wyczyny, jak zwycięska walka z setką przeciwników po kolei, pokazy łamania kantem dłoni stosów bloków lodowych, a także demonstracje chwytania w gołe dłonie klingi miecza samurąjskiego w chwili zadawanego cięcia.

Może się wydawać, że podczas treningu na sali panuje nieopisany rygor. Nikt nie robi niczego bez komendy.

- To przede wszystkim dla dobra ćwiczących - wyjaśnia mistrz. - Trzeba pilnować, żeby odstępy miedzy ćwiczącymi były odpowiednio duże, bo wszystkie uderzenia i kopnięcia są wykonywane przy pełnej szybkości. Gdyby uczniowie stali za blisko siebie, komuś mogłaby się stać krzywda. Poza tym uczymy się tu sztuki walki. Trzeba mieć do niej szacunek, jak dla każdej innej sztuki.

Jednak Oyama nie zachowuje przesadnego dystansu do swoich uczniów. Podchodzi do każdego, poprawia, zwraca uwagę. Czasem nawet zażartuje.

- Równie istotne były dla mnie nowe metody nauczania. Tradycja jest silą karate, ale nie wolno zapominać o takich naukach, jak psychologia, medycyna sportowa czy pedagogika. Elementy tych dyscyplin są również w programie szkolenia mojego stylu. Staram się kłaść nacisk na motywację młodych ludzi, oni sami muszą chcieć się uczyć. Tu nie ma przymusu, każdy może potraktować trening jako naukę sztuki walki albo jako rekreację - opowiada mistrz.

Ale nawet luźniejsze traktowanie karate ma swoje zalety.

- Nie każdy jest stworzony do tego, żeby zostać mistrzem - twierdzi Oyama. - Nie trzeba zakładać, że muszę osiągnąć wszystko, co jest możliwe. Wystarczy, że wiem, po co tu przyszedłem. Przez to, że mój styl jest unowocześniony, każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Jeżeli czujesz się za-grożony na ulicy, karate na-uczy cię, jak się obronić. Jeżeli czujesz się słaby fizycznie, poprawisz swoje samopoczucie. A jeżeli ciągnie cię w stronę walki sportowej, to tutaj także masz możliwość spełnienia. Po prostu jest to uniwersalny styl- dodaje.

Jednak sensei nie twierdzi, że jest to najlepszy system walki.

-Nie ma takiego. Wszystko zależy wyłącznie od ciebie, od twojego podejścia do walki. Nie ma doskonałego stylu, są tylko lepsi lub gorsi wojownicy. Dlatego zawsze powtarzam, że jeżeli nie jesteś pewien, czy chcesz walczyć, to nie walcz. Psychika to wielka siła, która bywa niedoceniana. Ludziom wydaje się, że wystarczy poznać kilka ciosów i już są przygotowani. Zapominają o tym, że przegrana nie rodzi się w ciele, ale w duszy. Dlatego połączenie tradycyjnego treningu z osiągnięciami medycyny sportowej daje tak dobre efekty.

Jak podkreśla Oyama, najważniejsza w tym sporcie jest wszechstronność i... rozsądek.

- Poza tym, że uczę walki zarówno w stójce, jak i w parterze, to wszystkie ćwiczenia mają aspekt ogólnorozwojowy. Dlatego zawsze mnie cieszy, kiedy widzę na sali młodych ludzi i dzieci. Po prostu, jak przy uprawianiu każdego sportu, wyrosną zdrowsze. A przy okazji nabiorą szacunku dla drugiego człowieka. Każdy może nauczyć się, jak walczyć. Jednak nie każdy przekazuje tę wiedzę, że najlepiej jest umieć, ale nie musieć walczyć. W wielu krajach pokutuje zły wizerunek sztuk walki, który wytworzył się przez ludzi, którzy nie powinni się nimi zajmować. Dlatego uczę jeszcze jednej rzeczy, chyba najtrudniejszej - walki z samym sobą. Każdemu czasem zdarzy się wpaść w gniew. Właśnie umiejętność przeciwstawienia się chęci bezsensownej walki jest tym, co w karate najistotniejsze. To walka z samym sobą- wyjaśnia.

Marek Kowalka